piątek, 20 marca 2015

Kłamstwo księgarza

Jeśli kiedykolwiek byliście w jednej z sieciowych księgarni - wiecie, tych, gdzie pracownicy chodzą w firmowych koszulkach, zawsze podejdą do klienta zapytać czy mogą w czymś pomóc lub „jaką książkę dla pana/pani znaleźć” - prawdopodobnie raz czy dwa zdarzyło ci się poprosić takiego pracownika o pomoc w znalezieniu jakiejś pozycji. Jeśli udało ci się trafić na właściwego księgarza tzn. pozycja była z jego/jej zakresu zainteresowań prawdopodobnie dokonałaś udanego zakupu.
Dziś jednak chcę pogadać o innej stronie tej pracy. 

Po pierwsze: Księgarz kłamie.


Jeśli księgarz opowiada ci o tym, że jego siostra, matka, babka, ojciec czy ktokolwiek czytał tę książkę i poleca na 90 procent - łże jak pies. Mówi to, co kazano mu mówić. Podczas szkoleń kierownik czy kierowniczka bez ogródek każe pracownikom kłamać klientom, aby wcisnąć jak najwięcej towaru. Zwracaj szczególną uwagę, gdy taką bajkę słyszysz na temat książki leżącej przy kasie. To na pewno kłamstwo. Pracownik nigdy tej pozycji nie czytał, najwyżej przekartkował w pięć minut. Najczęściej jest to byle co, ale wydawca dogadał się z księgarnią i pracownik musi sprzedawać. Jest z tego, a jakże, rozliczany.

Po drugie: Te kamery nie są dla ochrony przed złodziejami.

Można tak pomyśleć, ale nic bardziej mylnego. Nie ma kogoś z ochrony siedzącego na zapleczu i patrzącego w monitor. Te kamery są po to, aby kontrolować pracowników. Dlatego właśnie nie można pokazać, iż się odpoczywa, gdy nie ma klientów. Trzeba wyglądać na zajętego, te kamery są sieciowe i pan prezes w centrali może sobie w chwili nudy popatrzeć jak się krzątają jego niewolnicy. Dlaczego niewolnicy?

Po trzecie: Inny świat.


Wiecie, że można przepracować dwa miesiące w centrum handlowym w dużym mieście i nie zobaczyć nawet swojej umowy? Można, jedna z dużych sieci księgarni praktykuje tak zwane „umowy wsteczne” Jak one działają? Nie wiem. Swojej nigdy nie zobaczyłem na oczy. Za to zobaczyłem wypłatę, o tak, gdy po miesiącu pracy, po sześć dni w miesiącu min. osiem godzin plus nadgodziny zobaczyłem stan przelewu myślałem, że ktoś nie okradł. Niepełne 700 PLN. 
Bez komentarza.

Po czwarte: Kup pan zakładkę.


Takie coś pojawia się nie tylko w księgarniach. Pierdoły przy kasie, które pracownik proponuje przy sprzedaży. Jadnak w księgarni osiąga to wybitny poziom głupoty. Powiedzcie mi, ile można kupić zakładek? Ja osobiście mam jedną. Nawet jej nie kupiłem, dostałem na Polconie. Jednak każdy pracownik musi sprzedawać „nakasówkę” jeśli nie sprzedaje jej odpowiednio dużo, jest opieprzany przez kierownika, bo „przecież nie dostaniemy premii a kierownik chcę premię”. Swoją drogą, przy stawkach, jakie płaci się „wykwalifikowanym księgarzom” (Cytat) nie dziwię się, iż tak bardzo ciśnie się ludzi na sprzedawanie tych śmieci. 

Po piąte: Co to za syf?


Szukasz fantastyki, ale na półce księgarni zamiast twoich ulubionych autorów leży tylko kupa makulatury? To nie jest wina pracownika odpowiedzialnego za dział. Księgarnia nie zamawia towaru, a raczej zamawia go bardzo niewiele. O tym, co przychodzi do sklepu, decyduje centrala, zaś nie można oddać beznadziejnych książek dopóki nie przeleżą trzech miesięcy. To oczywiście wywoduje straszny bałagan. Książki niepoczytnych autorów zalegają na półkach, z kolei nowe wciąż przychodzą. Za to znaleźć choć po jednym egzemplarzu każdego tomu z „Sagi o Wiedźminie” jest często jedynie marzeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O mnie

Moje zdjęcie
Mistrz Gry, okazjonalny grafoman, gawędziarz i marzyciel. Co jeszcze trzeba o mnie wiedzieć? Znajdziesz mnie też na FB.