Byłem na "filmie gorszym od
Mario", jak to napisał jeden autorytet z zagranicy. Nie jestem
pewien czy ów pan i ja oglądaliśmy te same filmy.
Uwaga!
Osobiste Przemyślenia Autora (marudy mogą to pominąć).
Musimy sobie coś ustalić, nim przystąpię do właściwej recenzji.
Widzicie... Sposób, w jaki oglądam filmy, gram w gry video, czytam książki. Robię to z pewnym zaangażowaniem. Zawsze. Skupiam swoją uwagę na medium, „wyłączam się” na otaczający mnie świat. Ważne jest, aby to zrozumieć, ponieważ według mnie to tłumaczy dlaczego ja długo nie byłem w stanie pojąć, jak można przeczytać książkę lub obejrzeć film i nie wiedzieć, jakie są imiona bohaterów. Przecież są one powtarzane niemal cały czas, jak to możliwe, iż ich nie znasz?
Jest to możliwe ponieważ ogromna rzesza współczesnych widzów (i internetowych krytyków) doświadcza medium, jak taki krymski chan z Ogniem i Mieczem.
Oto WIDZ zasiadł w fotelu, jest znudzony i niezainteresowany. Siedzi sobie, ale nie zamierza poświęcić uwagi przedstawieniu. On\Ona mówi „Zabaw mnie filmie”, po czym patrzy niezainteresowany\a, jak film skacze, żongluje i śpiewa. Jednocześnie rozmyśla, jaki to dobry obiad czeka w domu, że szkoda, iż piwa nie można się napić w tym kinie, ale ładna ta dziewczyna dwa miejsca na lewo. I tym podobne.
Tacy ludzie nie oglądają filmu w całości, dociera do nich może połowa scen. Wychodzą potem z sali i nie mają pojęcia, co obejrzeli. Jednak mamy dobę internetu, zatem nie jest ważne, iż nie wiedzą o czym mówią. Podzielą się swoim zdaniem z całym światem.
Wielokrotnie oglądam i czytam recenzje różnych autorów i widzę/słyszę „film nie wyjaśnia tego, czy tamtego”, podczas gdy ja wiem, iż film wyjaśnił i wiem, w której scenie. Ergo, wiem, iż autor tej recenzji nie widział tej sceny, co oznacza, iż wypowiada się, nie zapoznawszy się z materiałem.
Skąd ten przydługawy wstęp? Ano ponieważ Warcraft: Początek będzie obrywał i obrywa właśnie z tego powodu. Jednak jednocześnie film ma jedną WIELKĄ dziurę fabularną. Ale dojdziemy i do tego.
Koniec Prywatnego Marudzenia (Teraz już będzie o filmie).
Warcraft to film nakręcony dla fanów
uniwersum. Nie jest on bezbłędną adaptacją, lecz od razu widać, do kogo to wszystko jest kierowane. Czy to oznacza, iż film nie
nadaje się dla nieuświadomionego widza? Niekoniecznie, ów widz
musi jednak skupić się na tym, co ogląda, ponieważ akcja pędzi
tutaj od początku, aż po sam koniec i nie ma wielu momentów na
zaczerpnięcie oddechu.
Ja sam jestem wielkim fanem Warcrafta
od „Jedynki” aż po „Tron Mrozu”, jednocześnie gardzę fabułą
z MMO i prywatnie mam te wszystkie historie w d#$%@. Sama historia filmu to przerobiona
wersja „Ostatniego Strażnika” z rozbudowanymi wątkami Orków.
Dokonano wielu zmian i w mojej ocenie nie wszystkie są dobre.
Film jest zrozumiały, nawet dla laika.
Występuje tylko jedna naprawdę wielka dziura w fabule i ona jedyna
naprawdę mnie rozczarowała. Widzicie, wiele scen nie wyjaśnia
wszystkiego do końca. Jednak to nie przeszkadza w zrozumieniu filmu.
Jest jednak pewna „przemiana” jednego z bohaterów, która jest
kompletnie niewyjaśniona i zostawia człowieka z WTF w głowie.
Chyba, że ktoś przeczytał Ostatniego Strażnika... Mam takie odczucie, że wielu scen tu
brakuje, jak gdyby jakaś małpa z nożyczkami dorwała się do
taśmy. Krążą jednak plotki, iż w wydaniu DVD będzie edycja
reżyserska a na niej 30-40 minut dodatkowych scen. Mam ogromną
nadzieję, że to prawda ponieważ więcej scen mogłoby znacząco
poprawić tępo tego filmu.
Sceny są szybkie, miejsca akcji
zmieniają się błyskawicznie; przydałoby się trochę to rozwlec
i uspokoić.
Było by też super, gdyby wywalono ten
niedorzeczny wątek miłosny. Jest on co prawda w tle i nie zbliża
się nawet to bycia „osią” tego filmu, jednak przez chwilę
podczas seansu myślałem, iż mamy nowego "króla", iż romans Padme i
Anakina doczekał się kogoś kto ich przerośnie. Ostatecznie
Lotharowi i Garonie nie udało się tego dokonać, ale było blisko.
Pogadajmy o tym, jak to wygląda.
Cudownie, mamy tu najlepsze CGI, jakie kiedykolwiek pojawiło się na
ekranach kin. Wszystko tu wygląda tak jak trzeba. Orkowie,
Krasnoludy, Elfy. Ludzie również wypadają znakomicie, stroje dla
rycerzy i piechurów to cud i miód. Oraz, oczywiście, magia...
Magia to po prostu mistrzostwo świata.
Kolorowa, efektowna, potężna. Nareszcie mamy na ekranie to, czego
fani pragnęli do dawna. Najlepsze jednak, iż wszystkie efekty
wyglądają, jak żywcem wyjęte z gier. Podrasowane do dziesiątej
potęgi, ale to są te samie efekty. Chyba po raz pierwszy widzimy tak
efektowne czary
na ekranie. I biorę tu pod uwagę również osiem
filmów o HP.
Co do aktorstwa, to trzeba przyznać
jedno: Oskara za najlepszą rolę nikt tu nie dostanie. Niektóre
kwestie brzmią trochę sztucznie jednak, ogólnie poziom jest
średni. Akurat dobry to tego rodzaju kina. Przez większość czasu
nie mam żadnych problemów, aby przyjąć, iż tam toczą się poważne
rozmowy a bohaterowie przejmują się tym, co mówią i o czym mówią.
Szału nie ma, ale i tragedii też.
A jak wygląda akcja? Tak jak powinna,
jest heroicznie jak jasna cho%$#a. Wielkie młoty, pistolety,
niedorzeczne miecze i szarża na gryfie. Podoba mi się jednak, iż
zawsze widzimy, co się dzieje. Kamera jest względnie stabilna i
możemy obserwować chaos w należytym porządku. Świetnie również
pokazano walkę orków. Kiedy ork wali kogoś wielkim toporem lub
młotem, to czuć tę siłę. Widać tę masę mięśni. Nieco
sztucznie natomiast wypadają walki w tle. Czasami widać jak ork
stoi i fechtuje się z rycerzem. Wpadka, panie i panowie twórcy.
I to jest Warcraft: Początek. Kolorowy
ork razem z idiotycznie opancerzonym rycerzem walczą
z powagą na
twarzy. Mimo tego, iż jest bajkowo, film nie jest komedią i siebie
samego traktuje poważnie. Najwyżej co jakiś czas puści oko
do
świadomego widza. Taki był Warcraft za czasów RTSów. Poważna
fabuła i wylewająca się „epickość” oraz orczy wojownik
śpiewający „Nie łatwo być zielonym”, gdy się trochę na niego
poklikało.
Jeśli zaakceptujesz ten film jako to, czym jest – Warcraftem, nie Władcą Pierścieni, czy Grą o Tron
będziesz bawić się dobrze. Jeśli nie jesteś w stanie tego zrobić, to lepiej daruj sobie seans.
Ja tak czy inaczej byłem już w kinie
dwa razy i z całą pewnością pójdę znowu. Dla mnie, jako fana, ten
film to miód na serce – nawet jeśli trzeba najpierw wydłubać
trochę wosku z kubka.
PS. Tyle samo dałem ostatniemu
Kapitanowi Ameryce, ale wiecie co, tutaj nie mam żadnych problemów z
motywacjami bohaterów. Za to film dostaje jeszcze plusa. 7+/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz