czwartek, 21 grudnia 2017

The Last Jedi - Moja opinia

Uwaga: Ostrzeżenie dla misiów o bardzo małym rozumku.


Poniższy tekst, podobnie jak inne artykuły na tym blogu, reprezentują wyłącznie osobiste przekonania, poglądy oraz przemyślenia autora. Nie są prawdą objawioną i raczej wątpliwe jest, iż kiedyś się nią staną. Jeśli zatem zdarzy się, iż z zapisanymi poniżej tezami czy przemyśleniami się nie zgadzasz, to porządny i godny Miś Kolorowy albo podejmuje się kulturalnej debaty, albo ignoruje sprawę. Każdy prawdziwy Miś wie bowiem, że artykuły blogowe to nie teorie naukowe i należy pochodzić do nich z odpowiednim dystansem.




The Last Jedi - Moja Opinia 

Ponoć opinie są jak dupy - każdy ma własną.

 Kiedy w grudniu 2015 roku wracałem do domu z nocnej premiery nowych Gwiezdnych Wojen, maszerowałem do domu radośnie, byłem pełen energii mimo dość późnej pory a w drodze dyskutowałem jeszcze z innym powracającym widzem. Podobnie po premierze Łotra 1 mój powrót był żwawy, pełen rozpamiętywania ostatniej sceny Lorda Vadera. Jednak w tym roku rzecz się zmieniła. Wyszedłem z kina zadowolony, ale nie maszerowałem tak radośnie, po powrocie do domu nie usiadłem do komputera i nie zacząłem szukać sobie zajęcia wiedząc, że nie zdołam teraz zasnąć. Szedłem zamyślony, a gdy wreszcie dotarłem na miejsce, przebrałem się do snu, położyłem obok narzeczonej, przytuliłem ją i poszedłem spać.

Ten film nie jest taki jak poprzednie. Nie zostawia widza pełnego energii, w poczuciu radosnej rozrywki wynikającej z prostej rozwałki. Po tym filmie, fan Star Wars zacznie myśleć… Albo jęczeć, bo jęczydup w tym fandomie więcej niż midichlorianów u Anakina Skywalkera.

To jest moje spojlerowe omówienie nowej części Gwiezdnej Sagi. Jak do tej pory widziałem film dwa razy (raz na premierę oraz raz z narzeczoną) i mam swoje zdanie wobec licznych zmian i “kontrowersji” jakie powstały dookoła niego.




Tu muszę wam coś wyznać. Jestem ogromnym fanem Star Wars. Filmy przedstawiła mi moja polonistka w szkole i do końca życia będę jej dziękował i mile wspominał. Przeczytałem ok 150 powieści ze “starego kanonu” oraz nowego (doliczam tu jako powieść tomy komiksów, takie jak KoToR czy Dziedzictwo, jako że były wydawane w tomach a nie zeszytach), kto zna te książki, ten wie, jak trzeba być “naćpanym”, żeby przebijać się przez Kryształową gwiazdę, Miecze świetlne czy serię o Lando. Ograłem wszystko, na czym mogłem położyć łapy (choć nie wszystko, co było) i czytałem nawet podręczniki do RPG. Podsumowując, mam się za osobę “obrytą” w SW.

I jako taki stwierdzam: The Last Jedi jest naprawdę dobre. Dla mnie numer 2 na liście ulubionych filmów, gdzie pierwsze miejsce ma wciąż Imperium Kontratakuje. 

Jeśli komuś w tym momencie puściły nerwy, a może i zwieracze, to możecie już zamknąć posta. Pozostałych zapraszam dalej.

Czy The Last Jedi jest jednym z najlepszych filmów jakie widziałem? Nie. Rozmawiamy tu tylko i wyłącznie o Star Wars. 

W pełni rozumiem niektóre zarzuty w stosunku do filmu. Wątek Rose i Finna jest poboczny i w sumie zbędny. Zaszkodził mu mocno twist polegający na niepowodzeniu ich misji. Rozumiem dlaczego wielu twierdzi, że powinno nie być tego wątku. Tylko jest pewien problem. Finn musiał pojawić się w filmie i dostać coś do roboty. JJ kończąc tak a nie inaczej część VII zamknął możliwość, aby mógł on polecieć z Rey. Jednocześnie jest dość jasne, iż reżyser nie interesował się jego wątkiem, traktują go jako postać poboczną, tak jak Han i Leia byli poboczni w IK, jednak tam wagi ich wątkowi dodawał pościg Vadera oraz fakt, iż to właśnie dla nich nasz główny bohater przerywał szkolenie i ruszał na pomoc.

W TLJ Rey nie przybywa do floty. aby ratować tych dwoje. lecz aby spotkać się z Benem Solo. W trakcie ich misji też nie goni ich legendarny Sith a jedynie trafiają do celi za złe parkowanie (i stawianie oporu przy aresztowaniu)

Wątek nie jest tak mocno podbudowany jak jego odpowiednik w Ep. V jednak sam w sobie i tak plasuje się w czołówce wątków pobocznych tej serii. Bo co niby było lepsze? Wioska pluszowych misiów? Porywające śledztwo Obi-Wana z Ataku Klonów czy sceny romansu Anakina i Padme? Ten wątek jest słaby, ale nie tragiczny.

Naprawdę podoba mi się rola Mistrza Skywalkera, jako tego złamanego pod ciężarem własnej legendy człowieka. Jest w tym pewna nauczka o poznawaniu własnych herosów. Całkiem dobrze broni on też swojej sprawy “Czas, by Jedi odeszli.” Oczywiście Mark Hamill zagrał świetnie, ale to już pisałem w krótkiej recenzji. 

Czas spędzony przez naszą heroinę na wyspie zaliczam do najmocniejszych scen w filmie. Bardzo dobrze zrobiona wizja i relacje uczeń-mistrz 

Świetnym pomysłem było umożliwienie Rey i Benowi rozmowy ze sobą. Dzięki temu pomimo ich obecności w różnych miejscach. ich wzajemne relacje mogły się kształtować. Wprowadza to dynamikę zupełnie odmienną od prostej relacji Bohater-Antagonista. (Swoją drogą pomysł na tyle dobry. że już sam go kilka razy używałem podczas gier fabularnych.)

Krytyki scen w stylu “dojenie kosmicznej krowy” nawet mi się nie chce komentować. Gdyby tej sceny nie było. to by inni jęczeli “Jak on żył na tej wyspie?!”

Śmierć Snorka :) Bardzo dobrze, ta postać była potrzebna jak kamienie nerkowe. JJ wstawił ją. aby mieć nowego “Imperatora”. Śmierć tej postaci pozwala wzmocnić Bena Solo i odcina zbędnego pośrednika w konflikcie Jedi-Ren. Jednocześnie sposób. w jaki ginie Snork. doskonale prezentuje w praktyce to. o czym Yoda przypomina Luke’owi: “Patrz gdzie jesteś i stąpaj twardo po ziemi. Myśl, co robisz”. Snork, tak jak Imperator, tak się zapędził w fantazjowaniu, jaki to on jest potężny i niepokonany i w ogóle sra uranem i pierdzi antymaterią, że wyłożył się na prostym blefie. Zawodowcy zwykle wykładają się na najprostszych trikach. Cytując “Stawkę większą niż życie” “- I tak głupio wpadł. - Każdy z nas kiedyś wpadnie przez jakąś głupotę.”

Pojawienie się wielkiego S do pojedynku z Benem to też prawdziwy smaczek. Świetnie podkreślono, że jest to iluzja: Miecz był przecież zniszczony, brak śladów na gruncie, inna fryzura. Mistrz Skywalker pokazał, co potrafi prawdziwy mistrz jasnej strony. Luke pomógł ocalić księżniczkę ostatni raz i teraz, mam nadzieję, zajmie miejsce pośród legend zakonu obok Obi-Wana i Yody.

A przy okazji, muppet Yoda. Tak! Witam z powrotem Wielkiego Mistrza. Po tym głupim goblinie z I-III od dawna miałem czkawkę. Mistrz powraca, aby naprostować niepokornego ucznia (nie można było wcześniej, bo ten odciął się od Mocy) i wykręcić mu ostatni dowcip. “Sam książki te spalę ja. Patrz jak to drzewo hajcuje się. O, książki młoda Rey ci podsowieciła?”

Jak widzicie, film bardzo mi się podobał. Odniosę się jednak jeszcze do kilku popularnych narzekań.

Kurczako-Pingwiy: Co wy macie do tych stworków, co? Ok, są słodkie i puchate - będą z nich zabawki. Ale dlaczego to coś złego? Komediowe sceny z ich udziałem nie wchodzą między momenty dramatyczne. Z reguły są gdzieś w tle, chyba że dochodzi do sceny akcji Sokoła. Jednak to jest moment kiedy my, widzowie, powinniśmy się cieszyć. Muzyka, akcja, cały nastrój krzyczy “Radosne rozwalanie myśliwców TIE!” A że Chewie został męską wersją kosmicznej kociary? Jakoś musi poradzić sobie ze stratą najlepszego przyjaciela, z którym żył przez dziesięciolecia. Na Ziemi kupiłby psa albo kota a w SW zaadoptował miękkie kurczako-pingwiny. 

Ogólnie ludzie zachowują się, jak gdyby Ep. V był mroczny i poważny jak rak odbytnicy. A o sucharach C3-P0 i faktem, że sam Chewie był przecież tą “śmieszną” postacią, co ryczała i machała łapami to już wszyscy zapomnieli? Albo grze Hamilla w scenie “Ja jestem twoim ojcem”? Trochę luzu, to jest nadal film dla dzieci. 

Scena z Leią… Ok, przyznam scena jest źle obrobiona i w ogóle nakręcona. Tylko tyle można sprawiedliwie powiedzieć. Bo idiotyzmów pokroju “A prawa fizyki!” albo “Jak to ona może używać Mocy?!” nie nadają się do dłuższych wyjaśnień, zresztą już i tak udzielili ich bardziej popularni ode mnie.

Film ma nieco problemów z montażem. Scena końcowa pani wiceadmirał powinna być inaczej ułożona. Zrobiło by to znacznie lepsze wrażenie i dodatkowo podgrzało atmosferę.


Podsumowując: film, który dostaliśmy, jest w mojej opinii jednym z lepszych, jednak, nawet jeśli Tobie, drogi czytelniku, się nie podobał (a masz do tego pełne prawo), nie ogłaszaj wszem i wobec śmierci Star Wars, bo daleko do tego. Nie opowiadaj o tym, jak takie rzeczy nie mogły się w SW wydarzyć, bo tylko pokazujesz, jak mało wiesz o uniwersum. A jeśli fakt, iż SW jest u swojej podstawy filmem dla dzieci nie mieści ci się w głowie, to czas dorosnąć. Bo twoja ukochana stara trylogia (której najwyraźniej nie pamiętasz za dobrze) też była filmem dla dzieci.

Pozostali zaś mogą powiedzieć - podobało mi się lub nie podobało mi się. Ci, którzy nie lubią tego filmu, nie muszą stroić się w piórka obrytych w SW “tru fans”, aby przedstawić swoją opinię. Każdy, kto spędził z SW dostatecznie dużo czasu, przeczytał dość książek i poznał świat wie, że nie ma takich rzeczy, których nie da się do SW wsadzić. 

Jest prawdą, iż przy tej historii musiałem się zastanowić, jak czuję się z tym konkretnym zestawem zmian. W świecie, gdzie każdy układa sobie własne historie, czasem ciężko pogodzić się z faktem, że to nie nasza wersja jest tą obowiązującą. Jednak ja czuję się dość komfortowo z tym, co dostaliśmy w The Last Jedi. A inne alternatywne wersje opowiedzą nam Legendy lub my sami podczas licznych sesji RPG


11 komentarzy:

  1. Jedno czego nie moge zrozumiec to jak Chewbacca mogl usmazyc na roznie swojego pingwina. Przeciez zadna kociara nie ugotowalaby swojego kota, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne o zaadoptowaniu kurczako-pingwinów zadecydował już po tym incydencie. Wygląda mi to na coś co wyszło "tak jakoś." Zdarza się.

      Usuń
  2. Generalnie mi też się podobało, choć chyba nie postawiłbym tej części, aż tak wysoko, jak Ty.

    "Naprawdę podoba mi się rola Mistrza Skywalkera, jako tego złamanego pod ciężarem własnej legendy człowieka. Jest w tym pewna nauczka o poznawaniu własnych herosów. Całkiem dobrze broni on też swojej sprawy “Czas, by Jedi odeszli.” Oczywiście Mark Hamill zagrał świetnie, ale to już pisałem w krótkiej recenzji."
    Swojej sprawy broni beznadziejnie. Niby w czym komukolwiek ma pomóc, że nie będzie więcej Jedi? Przecież i tak będą się rodzić kolejni ludzie wrażliwi na Moc - a w sytuacji, gdy w Galaktyce silni są przedstawiciele Ciemnej Stroni, ci nowi force userzy szybko zostaną przez nich nawróceni/eksterminowani - chyba, że ktoś pokaże im inną ścieżkę i jak się bronić. Co nie znaczy, że "rola Mistrza Skywalkera" nie może się podobać - dla mnie zachowuje się od czapy, ale nie składam tego na bark głupoty reżysera, tylko właśnie "złamania postaci". W końcu ludzie nie zawsze zachowują się z sensem - tym bardziej, ludzie w depresji.

    "Krytyki scen w stylu “dojenie kosmicznej krowy” nawet mi się nie chce komentować. Gdyby tej sceny nie było. to by inni jęczeli “Jak on żył na tej wyspie?!”
    "Kurczako-Pingwiy: Co wy macie do tych stworków, co? Ok, są słodkie i puchate - będą z nich zabawki. Ale dlaczego to coś złego?"
    Też tego rodzaju krytyki nie rozumiem. "OJej, przez dwie minuty dwugodzinnego filmu na ekranie pojawiły się jakies pluszaki! Ojej, Snoke uderzył Rey mieczem w głowę, co z tego, że chciał ją upokrzyć i ośmieszyć... TO JEST JAKAŚ FARSA!!!".
    "Śmierć Snorka :) Bardzo dobrze, ta postać była potrzebna jak kamienie nerkowe. JJ wstawił ją. aby mieć nowego “Imperatora”. Śmierć tej postaci pozwala wzmocnić Bena Solo i odcina zbędnego pośrednika w konflikcie Jedi-Ren. Jednocześnie sposób"
    Szczerze mówiąc, wolałbym, żeby zamiast pozbywać się niepotrzebnej postaci, spróbowali coś z niej wycisnąć. Ot, chociażby dodać mu JAKIEKOLWIEK backstory, jedno zdanie. Skoro nie chcieli z niego zrobić Plaguisa, to mogli chociaż jakiegoś imperialnego mrocznego Jedi, w rodzaju inkwizytorów, którzy byli w starym kanonie i są w nowym (pojawiają się w "REBELS"). Wiem, że to nie był film o nim i że nie każda postać może być rozbudowana, ale naprawdę, można to było rozwiązać jednozdaniową wzmianką. A tak, postać jest z dupy. I to, że ją zabili, niewiele naprawia, bo i tak była to ważna postać, z przez to, że ona jest z dupy, to i cały stworzony przez nią Najwyższy Porządek trochę tak wygląda.

    "Każdy, kto spędził z SW dostatecznie dużo czasu, przeczytał dość książek i poznał świat wie, że nie ma takich rzeczy, których nie da się do SW wsadzić"
    "Nie opowiadaj o tym, jak takie rzeczy nie mogły się w SW wydarzyć, bo tylko pokazujesz, jak mało wiesz o uniwersum"
    Ja tu widzę co najmniej jeden absurd nie do obrony SPOILER SPOILER SPOILER


    Cała ta kwestia poświęcenia się Holdo (a wcześniej pilota statku medycznego). Po co ktokolwiek ma pilotować opuszczane statki? Ok, rozumiem, że mają dalej lecić, ale poc je pilotować? Przecież w SW mają zaawansowaną sztuczną inteligencję. Nie ma opcji, żeby nie dało się ustawić autopilota na "utrzymuj dotychczasowy kurs". Zwłaszcza, że wyraźnie widać, że Holdo nie musi pilotować, jej poświęcenie jest kompletnie niepotrzebne, nie musi nic robić, stoi i się gapi przez okno, czekając na śmierć... Dopóki nie podejmuje decyzji o taranowaniu. A właśnie - dlaczego nie mogła opuścić statku ze wszystkimi, wcześniej nie ustawiając komputera na wykonanie superefektywnego nadprzestrzennego taranowania? Po prostu. Miała być scena poświęcenia Holdo i była, bo tak, a to, że te poświęcenie było mniej więcej tak samo potrzebne, jak śmierć hrabiego Rolanda, wuj z tym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego zmieniłbym montaż i pokazał to tak iż od początku to był jej plan. Wówczas było by znacznie lepiej. No ale każda część na jakieś potknięcia.

      Usuń
    2. No tak, ale osobiście trochę mnie dziwi, że krytycy jojczą tak na te porgi, albo doszukują się nie wiadomo gdzie dziury w całym, a większość ignoruje rzecz, która faktycznie była głupia.


      SPOILERY SPOILERY SPOILERY
      W ogóle, bardzo fajnie ten film rozgrywa pewne nawiązania i klisze - niejako "próbuje udawać", że jest wtórny. Wiadomo, że pewne nawiązania pomiędzy poszczególnymi częściami trylogii, to jest tradycja SW, to już było pomiędzy trylogią IV-VI, a trylogią I-III. Mimo wszystko, "Przebudzenie", było trochę zbyt wtórne względem "Nowej Nadziei", ale "Ostatni Jedi" nawiązuje do "Imperium Kontratakuje" w bardziej przewrotny sposób, co może zaskakiwać widza.

      W obu przypadkach mamy motyw "stary mistrz, który udał się na wygnanie, uczy młodego ucznia". Zarówno Yoda jak i stary Luke zachowują się odpychająco... Ale Yoda robi to, żeby poddać młodego Luke'a próbie - i z początku może się zdawać, że Luke robi to samo z Rey... Ale potem okazuje się, że jednak nie - Luke nie gra niczego, on po prostu nie chce uczyć Rey, bo tak, nie i koniec, to nie żadna próba, na serio spadaj stąd. A ten myśliwiec w wodzie wcale nie jest po to, żebyś mogła poddać się takiej samej próbie, jak ja kiedyś na bagnach, tylko dlatego, że on tam ma być na po wsze czasy i nigdy nie odlecieć". Inna rzecz - wszyscy spodziewali się jakiegoś rodzinnego objawienia w kwestii Rey, porównywalnego z "I am your father" - a tu głównym zaskoczeniem jest fakt, że żadnego objawienia jednak nie będzie.

      Zresztą, film gra nie tylko nawiązaniami do V epizodu, ale takimi "ogólnymi" kliszami. Np. kwestia DJ-a (tego "zapasowego hakera" del Toro). To, że zdradził bohaterów, to klisza... Ale jednak jest zaskoczeniem, bo film wcześniej sugeruje, że podąży w stronę kliszy - ale zupełnie innej, bo kiedy DJ oddaje Rose jej amulet, wygląda na to, będzie to "postać, która zgrywa cynika i materialistę ostatecznie okazuje się mieć złote serce" - a tu jednak nie.

      Usuń
    3. Na logike biorac, to skoro jedna osoba moze pilotowac krazownik, to po cholere w ogole krazowniki maja zaloge..Zreszta rownie dobrze caly krazownik moglby byc obslugiwany przez roboty. No,ale doszukiwanie sie logiki w SF jest malo logiczne:)
      'W końcu ludzie nie zawsze zachowują się z sensem - tym bardziej, ludzie w depresji.'
      Tu sie z toba zgadzam.Sam sie przekonalem,ze ludzie to gatunek niepojety,a ich dzialan niczym nie da sie wyjasnic:)

      Usuń
    4. I w ten sposób wymyślanie nowych technologii/magii/sposobu działania organizacji/czy choćby ciekawej intrygi itd nie miałoby sensu, bo można by wrzucić dowolną głupotę i skwitować "to jest fantastyka".

      Usuń
  3. "Na logike biorac, to skoro jedna osoba moze pilotowac krazownik, to po cholere w ogole krazowniki maja zaloge..Zreszta rownie dobrze caly krazownik moglby byc obslugiwany przez roboty"
    Nie, chodzi o co innego. Rozumiem, że generalnie pilot/dowódca/sternik jest potrzebny, bo normalnie trzeba podejmować jakieś decyzje - gdzie lecimy? Który statek atakujemy? Walczymy dalej, czy uciekamy? Poza tym, przydają się inne osoby - np. w trakcie walki nie wystarczy tylko podejmować ogólnych decyzji, trzeba monitorować poszczególne systemy bojowe, odbierać przekazy od innych statków itd. OK, możliwe, ze to też mógłby to robić komputer, ale powiedzmy, że są to bardziej skomplikowane zadania, w których przydaje się choćby nadzór bardziej elastycznego umysłu. Ale tu mamy sytuację, że statek miał tylko przez jakiś czas lecieć przed siebie, żeby pierwszoporządkowcy za szybko się nie skapnęli, że został opuszczony. Na dobrą sprawę, do tego nawet autopilot nie jest potrzebny - wystarczyło, opuszczając okręt, nie wyłączać silnika, żeby jeszcze chwilę poleciał po starym kursie, póki się paliwo nie skończy...

    "No,ale doszukiwanie sie logiki w SF jest malo logiczne:)"
    Nie. Co innego realizm, co innego logika. Rozumiem, że w fantastyce mogą obowiązywać inne prawa fizyki, czy biologii, wymyślone przez autora, ale jak już są wymyślone, to należy się ich trzymać (choć takie np. hard sf z założenia ma się trzymać "prawdziwej" nauki). Przykład - jeśli w fantasty jest powiedziane, że bohater jest magiem ognia i potrafi stwarzać ogień swoimi dłońmi, to nie ma się sensu czepiać, że "ale to niemożliwe". Ale jeśli chwilę potem ta postać nie może zapalić pochodni, bo nie ma zapałek, to jest bzdura.

    Dlatego np. nie czepiam się tego, że w SW najwyraźniej w próżni się rozchodzi dźwięk - po konsekwentnie tak jest to pokazywane, więc zakładam, że to inny świat, inne prawa fizyki, OK. Problem w tym, że ta kwestia z poświęceniem się nie ma sensu, właśnie w ramach logiki założonej w fikcyjnym świecie Gwiezdnych Wojen. Poza tym, wiesz - jak założymy "nie musi być logiki, bo SF!", to właściwie nie da się rozmawiać o jakimkolwiek utworze SF - bo każdy absurd, głupotę, potknięcie autora można by skwitować "zamknij się, to SF".

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zrozumiales mnie. Chodzilo mi o to,ze bardzo wiele watkow przedstawionych w SF nie ma zadnego sensu, bo nie pasuje do fabuly,a raczej,ich realistyczne przedstawienie uniemozliwialoby w ogole fabule utworu. Czy ktos sie zastanowil,po co w ogole w Gwiezdnych Wojnach mysliwcami steruja piloci?Przeciez rownie dobrze moglyby nimi sterowac droidy.Dlaczego Imperator nakazal zbudowac druga Gwiazde Smerci z dokladnie taka sama wada konstrukcyjna jak pierwsza?W jaki sposob mozna przerobic cala PLANETE na kolejna Gwiazde Smierci?
    Wcale cie nie krytykuje i takze uwazam,ze owo 'wzniosle poswiecenie sie' Holdo jest po prostu glupie.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Czy ktos sie zastanowil,po co w ogole w Gwiezdnych Wojnach mysliwcami steruja piloci?Przeciez rownie dobrze moglyby nimi sterowac droidy"
    Akurat ten temat jest przerobiony w SW, bo przecież istniała armia, która używała droidów zarówno jako żołnierzy, jak i pilotów (separatyści) - okazało się, że ludzie (w tamtym przypadku klony) sprawdzali się lepiej, byli bardziej elastyczni, szybciej się uczyli i dostosowywali do nowych warunków itd.
    Ale w przypadku, gdy chodzi tylko o to, żeby statek jakiś czas leciał przed siebie, to uzasadnienie nie ma zastosowania.

    "Dlaczego Imperator nakazal zbudowac druga Gwiazde Smerci z dokladnie taka sama wada konstrukcyjna jak pierwsza?"
    A czy właściwie miała taką samą wadę konstrukcyjną? W pierwszej wada konstrukcyjna polegała nie tylko na tym, że trafienie w reaktor powodowało wybuch, ale również na tym, że dało się strzelić w reaktor, że był do niego dostęp przez ten szyb. W przypadku drugiej gwiazdy śmierci można było dotrzeć do reaktora nie z powodu wady konstrukcyjnej, tylko dlatego, że konstrukcja była nieukończona (powłoka zewnątrzna nie była w pełni założona i można było dosłownie wlecieć do środka). Dlatego właśnie nieukończona gwiazda była osłaniania przez pole siłowe z Endoru. Gdyby nie udało się wyłączyć pola, druga gwiazda nie zostałaby zniszczona.
    Ponadto - ludzie trochę przeceniają wagę tej "wady konstrukcyjnej" - otóż, dawała ona minimalne szanse na zniszczenie GŚ. Żadnemu statkowi nie udało się trafić w ten szyb... Luke'owi się udało tylko dlatego, że zdał się na Moc. Pierwsza GŚ nie została zniszczona dzięki samej "wadzie konstrukcyjnej", ale dzięki interwencji Siły Wyższej. Czyli można rzecz - cheatowaniu ;)

    "W jaki sposob mozna przerobic cala PLANETE na kolejna Gwiazde Smierci?"
    O widzisz, to jest własnie to, o czym pisałem. To zupełnie inna rzecz. To, że da się przerobić planetę na Gwiazdę Śmierci jest nierealistyczne, ale nie jest nielogiczne. W ramach założeń "świata przedstawionego" jest założenie, że istnieje technologia umożliwiająca przerobienie planety na Gwiazdę Śmierci i nie kłóci się z to z innymi założeniami w ramach TEGO ŚWIATA. Natomiast pokazanie, że w celu sprawienia, żeby opuszczony statek przez jakiś czas leciał po tym samym kursie, koniecznie potrzebny jest ludzki pilot/sternik, kłóci się z założeniami świata Gwiezdnych Wojen, zgodnie z którymi możliwe jest stworzenie komputerowego pilota, który owszem, radzi sobie gorzej od ludzkiego, ale tak prosty manewr byłby w stanie wykonać (zresztą, ciężko w ogóle mówić o manewrze w przypadku utrzymywania tego samego kursu).

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem fanem Star Wars od 20 lat, też przeczytałem ze 150 książek i również bardzo wysoko oceniam ,,Ostatniego Jedi". Osobiście stawiam go poniżej Oryginalnej Trylogii i Łotra 1, ale powyżej prequeli i ZNACZNIE powyżej Przebudzenia Mocy.

    Mam jednak na co pomarudzić:
    1. Co się stało z członkami Ruchu Oporu na Crait? W niektórych scenach widzimy ich całkiem sporo, zwłaszcza w tych okopach, a na końcu wygląda jakby wszyscy ocaleli zmieścili się na Sokoła Millennium.
    2. Tolerancja Rebeliantów dla niesubordynacji, czy wręcz buntu - naprawdę, wygląda na to że wieczna walka Imperium z Rebelią będzie wieczna, bo to walka Armii Idiotów z Bandą Totalnie Niezdyscyplinowanych, Choć Nieprzyzwoicie Fartownych Buntowników.
    3. Super Woman Leia. Tak, wiem, że ,,Moc jest silna w mojej rodzinie”, ale jeśli chyba jedynym przejawem użycia Mocy przez Leię był dotąd telepatyczny kontakt z Lukiem, to mogliby sobie darować to nagłe latanie w próżni.
    4. Twórcom nadal nie udało się sprawić, bym poczuł się mocno związany emocjonalnie z głównymi bohaterami, zwłaszcza Rey i Kylo. Moje ulubione postaci w tym filmie to Luke oraz Poe, ale ten drugi głównie dlatego, że widzę w nim pewną ,,reinkarnację” Wedge’a Antillesa. Admirał Holdo też jest spoko, ale trochę za mało jej było, bym się mógł do niej przywiązać.
    5. Nadal nie w pełni wykorzystany potencjał Kylo Rena (choć jest znacznie lepiej niż w poprzedniej części). Mogliby powiedzieć coś więcej, o przyczynach ,,mroku, który narastał w jego duszy”, co dokładnie zrobił z uczniami w Akademii Luke’a (zwłaszcza z tymi, których nie zabił), dlaczego Snoke miał na niego tak duży wpływ, jak udało mi się Snoke’a oszukać i przede wszystkim, co on konkretnie chce stworzyć po tym jak zniszczy już ,,wszystko, co było”. Fajnie by było, gdyby przedstawił jakiś odjechany program polityczny, jak na nowego Najwyższego Przywódcę przystało. Wówczas jego kuszenie Rey mogłoby być odrobinę bardziej przekonujące.
    6. Niewykorzystany potencjał roli Chewbaccki. W książkach z Expanded Universe to Chewbacca zginął, a Han został przy życiu i przeżywał śmierć przyjaciela przez wiele tomów. Tutaj wygląda na to, że jedyną reakcją było postrzelenie Kylo z kuszy w poprzedniej części, a tej jego rola ogranicza się do latania Sokołem Millenium i Skrupułów Niepozwalających Zjeść Upieczonego Porga.
    7. Niewykorzystany potencjał Admirała Ackbara.
    8. Nie udało się twórcom mnie zaskoczyć brakiem nawrócenia Kylo Rena. Gdy scena walki z gwardzistami Snoke’a dobiegła końca, wiedziałem, że wbrew nadziejom Rey nie nawróci się. Jeszcze nie w tej części :)
    9. Miniaturowa Gwiazda Śmierci. Naprawdę, już wystarczy ich pod jakąkolwiek postacią. A jak już coś takiego wprowadzili to mogłaby epicko rozwalić całe te wrota, a nie wypalić relatywnie małą dziurkę.
    10. Te pseudo-zakonnice z Ahch-To. Najpierw dano nam do zrozumienia, że Luke mieszka tam sam, jedynie wśród zwierząt, a jak już okazało się, że są tam jakieś inteligentne istoty, to mogliby dać z nimi jakieś większe interakcje niż wkurzanie się, jak Rey strąciła kamień na ich taczkę.
    11. W przeciwieństwie do chociażby Trylogii Prequeli, nie miałem tutaj poczucia że to, co widać na ekranie to jedynie fragmencik olbrzymiej Galaktyki. Sytuację odrobinę poprawiał wątek Canto Bight, a pogarszał fakt, iż nikt nie przybył na wezwanie Lei - gdyby pojawiły się jakieś nowe postacie, byłoby poczucie, że ,,tam dalej ktoś też żyje”. A tak to mamy tylko jakichś randomów, którzy olali wezwanie.
    12. Niemrawe AT-AT (czy jak tam się nazywa ich nowa wersja). Gdy poprzednio się pojawiały (czy to w Imperium Kontraktuje, czy to w Łotrze 1), siały grozę i spustoszenie. A tu nic. Równie dobrze mogłoby ich nie być.

    OdpowiedzUsuń

O mnie

Moje zdjęcie
Mistrz Gry, okazjonalny grafoman, gawędziarz i marzyciel. Co jeszcze trzeba o mnie wiedzieć? Znajdziesz mnie też na FB.