piątek, 7 października 2016

Gloria - Recenzja


Czasem powieść relaksuje, pozwala poczuć klimat opisywanych miejsc i czasów, zarówno w narracji jak i w rozmowach pomiędzy bohaterami. Czasem trzyma w napięciu, czytając ją szybko pochłaniamy kolejne strony nie mogąc doczekać się odpowiedzi na pytanie: Co będzie dalej? A czasem natrafia się na powieść, którą ma się ochotę wyrzucić przez okno po ośmiu stronach.

Czytałem wiele i w różnorodności. Nie straszny mi Zmierzch i nie ima się mnie Eragon. Mógłbym długo wymieniać rozmaite literackie barachła, jakie niegdyś wpadły w moje ręce. Zamiast tego jednak napiszę to: Gloria to najgorsza pozycja, z którą przyszło mi mieć do czynienia w tym roku.

Piszę te słowa świadomy ryzyka. Wiem, że piszę dla małego klubu w Łodzi i dyplomatyczna recenzja była by o wiele bardziej pożądana. Ostatecznie swój egzemplarz dostałem od wydawnictwa. Czy nie przestaną dawać nam książek, gdy uznają, iż robię im antyreklamę? Nie wiem. Podejmuję to ryzyko i w razie czego odpowiem za to. Będzie co ma być.

Gloria to pierwszy tom serii „Sprawiedliwi” pióra Moniki Błądek. Jest to powieść adresowana.
Oznacza to tyle: Nie ma żadnego powodu, by ktokolwiek w wieku wyższym niż naście sięgał po tę książkę. Nie jest dla dzieci, co to to nie. W toku fabuły pojawia się multum elementów nie tylko nieodpowiednich dla dzieci, ale i kompletnie dla nich nie zrozumiałych. Nie jest to książka dla dorosłych. Dziecinada wylewa się tu strumieniami. Pojawiają się tu wątki dotyczące polityki, nierówności społecznej, rasizmu, prześladowania na tle religijnym a wszystko to podane w formie przemyśleń siedemnastolatki o wiedzy i inteligencji trzynastolatki z dostępem do Kwejka.

Świat prezentowany nam przez panią Monikę to niedaleka przyszłość, gdzie Unia Europejska już nie funkcjonuje a cywilizacja zachodnia to jeden wielki ściek, slums i pryszczyca. Do jakiego stopnia? Ano już w pierwszym rozdziale towarzysz naszej protagonistki popełnia poczwórne morderstwo z nielegalnie posiadanej broni a dalej jest jeszcze zabawniej.

Autorka przetrenuje nam Europę zniszczoną przez socjalistów i lewicowe myślenie. Na ulicach toczą się wojny gangów, dżihad trwa w najlepsze a elity siedzą w luksusowych dzielnicach nie interesując się tym, co robi biedota. A pośród tego wszystkiego Gloria – nasza bohaterka.

Tak, to jest głupie imię. Pierwsze zdanie w książce mówi nam, że to głupie imię. I jest to naprawdę głupia bohaterka. Proszę o wybaczanie, ale ona jest po prostu wnerwiająca. Jej przemyślenia to czystej wody bzdury a charakter... To szczególnie problematyczne, ponieważ narracja jest pierwszoosobowa w czasie przeszłym. Tego samego dnia, którego dziewczyna była świadkiem poczwórnego morderstwa, jej głównym problemem jest to, iż „Jej ciotka traktuje ją jak dziecko”.

Czy takie wyskoki są sprytnym sposobem na pokazanie czytelnikowi, że w tym świecie morderstwa są na porządku dziennym? Czy też pani Błądek zdaje się nie rozumieć prostego faktu: Jeśli nie jesteś psychopatą, to napaść i morderstwo wywołują traumę, która nie przechodzi od tak po krótkim spacerze.

A przecież jeszcze nie doszedłem do tego, iż na to wszystko muszą się jeszcze nałożyć kosmici. Tak, kosmici. Bo przecież nie starczyło materiału i trzeba było dołożyć jeszcze obowiązkowe elementy fantastyczne a dzięki temu ta szmira ma status literatury fantastyczniej i trafiła w moje ręce.  

Warsztat pani Moniki to już wyższa forma nędzy i rozpaczy. Książka obfituje w kwiatki pokroju: Nie jestem rasistką, ALE drażnią mnie podziały rasowe. Motocykl wyprodukowano w 1942 PRZED drugą wojną światową... Nawet jednak jeśli pominiemy tego rodzaju wyskoki (jednak serio 1942 przed WWII) to prawdziwą katorgą jest sposób, w jaki ta książka została napisana. Ponieważ styl narracji jest, jaki jest, okazuje się że Gloria musi do co drugiego opisu dodać jakieś kwieciste porównanie. Gloria ciągle zasypuje opisy jakimiś bzdurami nie wnoszącymi nic do fabuły, ani do ogólnego obrazu sceny. Czy naprawdę było koniecznie poinformować nas o nadtopionej podeszwie buta towarzysza Glorii? Czy wnosi to cokolwiek do sceny? Nie. Czy ma jakiekolwiek znaczenie? Nie. Czy służy to czemukolwiek? Nie.

Takiego lania wody jest pełno. Mnóstwo drobnych, acz kompletnie przypadkowych szczegółów. Wreszcie doszedłem do wniosku, że te zdania nie zostały napisane po to, by ktokolwiek je czytał, ale po to, by zwiększyć objętość maszynopisu. Ostatecznie zacząłem je odruchowo pomijać i komfort lektury wzrósł z "akt masochizmu" na "mocno irytująca lektura".   

Dla kogo jest to zatem książka? Dla nie czytających nastolatek, fanek zmierzchu i pięćdziesięciu twarzy. To jest ten poziom. Fakt, iż ktokolwiek uważa, że Glorię można postawić na półce obok Igrzysk Śmierci może wywoływać tylko śmiech.

Jeśli macie w domach sfiksowane fanki chłamu, które uparcie nie chcą sięgnąć po coś z wyższej półki, kupuj. Jeśli jednak nie, to daruj sobie.



Tekst powstał z ramienia Łódzkiego Klubu Miłośników Fantastyki "Logrus" 




Książkę do recenzji udostępniło wydawnictwo Akurat




Pamiętaj, aby dać łapkę na FB, jeśli tylko podobał ci się ten tekst. Zapraszam też do komentowania
na fanpage'u Logrusa oraz Szarego Grabarza.  


niedziela, 12 czerwca 2016

Na początku był chaos...

Byłem na "filmie gorszym od Mario", jak to napisał jeden autorytet z zagranicy. Nie jestem pewien czy ów pan i ja oglądaliśmy te same filmy.

Uwaga! 

Osobiste Przemyślenia Autora (marudy mogą to pominąć).



Musimy sobie coś ustalić, nim przystąpię do właściwej recenzji.
Widzicie... Sposób, w jaki oglądam filmy, gram w gry video, czytam książki. Robię to z pewnym zaangażowaniem. Zawsze. Skupiam swoją uwagę na medium, „wyłączam się” na otaczający mnie świat. Ważne jest, aby to zrozumieć, ponieważ według mnie to tłumaczy dlaczego ja długo nie byłem w stanie pojąć, jak można przeczytać książkę lub obejrzeć film i nie wiedzieć, jakie są imiona bohaterów. Przecież są one powtarzane niemal cały czas, jak to możliwe, iż ich nie znasz?

Jest to możliwe ponieważ ogromna rzesza współczesnych widzów (i internetowych krytyków) doświadcza medium, jak taki krymski chan z Ogniem i Mieczem.

Oto WIDZ zasiadł w fotelu, jest znudzony i niezainteresowany. Siedzi sobie, ale nie zamierza poświęcić uwagi przedstawieniu. On\Ona mówi „Zabaw mnie filmie”, po czym patrzy niezainteresowany\a, jak film skacze, żongluje i śpiewa. Jednocześnie rozmyśla, jaki to dobry obiad czeka w domu, że szkoda, iż piwa nie można się napić w tym kinie, ale ładna ta dziewczyna dwa miejsca na lewo. I tym podobne. 

Tacy ludzie nie oglądają filmu w całości, dociera do nich może połowa scen. Wychodzą potem z sali i nie mają pojęcia, co obejrzeli. Jednak mamy dobę internetu, zatem nie jest ważne, iż nie wiedzą o czym mówią. Podzielą się swoim zdaniem z całym światem. 

Wielokrotnie oglądam i czytam recenzje różnych autorów i widzę/słyszę „film nie wyjaśnia tego, czy tamtego”, podczas gdy ja wiem, iż film wyjaśnił i wiem, w której scenie. Ergo, wiem, iż autor tej recenzji nie widział tej sceny, co oznacza, iż wypowiada się, nie zapoznawszy się z materiałem. 

Skąd ten przydługawy wstęp? Ano ponieważ Warcraft: Początek będzie obrywał i obrywa właśnie z tego powodu. Jednak jednocześnie film ma jedną WIELKĄ dziurę fabularną. Ale dojdziemy i do tego.

Koniec Prywatnego Marudzenia (Teraz już będzie o filmie).


Warcraft to film nakręcony dla fanów uniwersum. Nie jest on bezbłędną adaptacją,  lecz od razu widać, do kogo to wszystko jest kierowane. Czy to oznacza, iż film nie nadaje się dla nieuświadomionego widza? Niekoniecznie, ów widz musi jednak skupić się na tym, co ogląda, ponieważ akcja pędzi tutaj od początku, aż po sam koniec i nie ma wielu momentów na zaczerpnięcie oddechu.

Ja sam jestem wielkim fanem Warcrafta od „Jedynki” aż po „Tron Mrozu”, jednocześnie gardzę fabułą z MMO i prywatnie mam te wszystkie historie w d#$%@. Sama historia filmu to przerobiona wersja „Ostatniego Strażnika” z rozbudowanymi wątkami Orków. Dokonano wielu zmian i w mojej ocenie nie wszystkie są dobre.

Film jest zrozumiały, nawet dla laika. Występuje tylko jedna naprawdę wielka dziura w fabule i ona jedyna naprawdę mnie rozczarowała. Widzicie, wiele scen nie wyjaśnia wszystkiego do końca. Jednak to nie przeszkadza w zrozumieniu filmu. Jest jednak pewna „przemiana” jednego z bohaterów, która jest kompletnie niewyjaśniona i zostawia człowieka z WTF w głowie. Chyba, że ktoś przeczytał Ostatniego Strażnika... Mam takie odczucie, że wielu scen tu brakuje, jak gdyby jakaś małpa z nożyczkami dorwała się do taśmy. Krążą jednak plotki, iż w wydaniu DVD będzie edycja reżyserska a na niej 30-40 minut dodatkowych scen. Mam ogromną nadzieję, że to prawda ponieważ więcej scen mogłoby znacząco poprawić tępo tego filmu.

Sceny są szybkie, miejsca akcji zmieniają się błyskawicznie; przydałoby się trochę to rozwlec i uspokoić.

Było by też super, gdyby wywalono ten niedorzeczny wątek miłosny. Jest on co prawda w tle i nie zbliża się nawet to bycia „osią” tego filmu, jednak przez chwilę podczas seansu myślałem, iż mamy nowego "króla", iż romans Padme i Anakina doczekał się kogoś kto ich przerośnie. Ostatecznie Lotharowi i Garonie nie udało się tego dokonać, ale było blisko.

Pogadajmy o tym, jak to wygląda. Cudownie, mamy tu najlepsze CGI, jakie kiedykolwiek pojawiło się na ekranach kin. Wszystko tu wygląda tak jak trzeba. Orkowie, Krasnoludy, Elfy. Ludzie również wypadają znakomicie, stroje dla rycerzy i piechurów to cud i miód. Oraz, oczywiście, magia...


Magia to po prostu mistrzostwo świata. Kolorowa, efektowna, potężna. Nareszcie mamy na ekranie to, czego fani pragnęli do dawna. Najlepsze jednak, iż wszystkie efekty wyglądają, jak żywcem wyjęte z gier. Podrasowane do dziesiątej potęgi, ale to są te samie efekty. Chyba po raz pierwszy widzimy tak efektowne czary 
na ekranie. I biorę tu pod uwagę również osiem filmów o HP.

Co do aktorstwa, to trzeba przyznać jedno: Oskara za najlepszą rolę nikt tu nie dostanie. Niektóre kwestie brzmią trochę sztucznie jednak, ogólnie poziom jest średni. Akurat dobry to tego rodzaju kina. Przez większość czasu nie mam żadnych problemów, aby przyjąć, iż tam toczą się poważne rozmowy a bohaterowie przejmują się tym, co mówią i o czym mówią. Szału nie ma, ale i tragedii też.

A jak wygląda akcja? Tak jak powinna, jest heroicznie jak jasna cho%$#a. Wielkie młoty, pistolety, niedorzeczne miecze i szarża na gryfie. Podoba mi się jednak, iż zawsze widzimy, co się dzieje. Kamera jest względnie stabilna i możemy obserwować chaos w należytym porządku. Świetnie również pokazano walkę orków. Kiedy ork wali kogoś wielkim toporem lub młotem, to czuć tę siłę. Widać tę masę mięśni. Nieco sztucznie natomiast wypadają walki w tle. Czasami widać jak ork stoi i fechtuje się z rycerzem. Wpadka, panie i panowie twórcy.


I to jest Warcraft: Początek. Kolorowy ork razem z idiotycznie opancerzonym rycerzem walczą 
z powagą na twarzy. Mimo tego, iż jest bajkowo, film nie jest komedią i siebie samego traktuje poważnie. Najwyżej co jakiś czas puści oko 
do świadomego widza. Taki był Warcraft za czasów RTSów. Poważna fabuła i wylewająca się „epickość” oraz orczy wojownik śpiewający „Nie łatwo być zielonym”, gdy się trochę na niego poklikało.

Jeśli zaakceptujesz ten film jako to, czym jest – Warcraftem, nie Władcą Pierścieni, czy Grą o Tron będziesz bawić się dobrze. Jeśli nie jesteś w stanie tego zrobić, to lepiej daruj sobie seans.

Ja tak czy inaczej byłem już w kinie dwa razy i z całą pewnością pójdę znowu. Dla mnie, jako fana, ten film to miód na serce – nawet jeśli trzeba najpierw wydłubać trochę wosku z kubka.

Moja ocena to 7/10.

Jeśli podoba ci się to co robię daj mi "łapkę" i udostępnij mnie na Facebooku.



PS. Tyle samo dałem ostatniemu Kapitanowi Ameryce, ale wiecie co, tutaj nie mam żadnych problemów z motywacjami bohaterów. Za to film dostaje jeszcze plusa. 7+/10

czwartek, 3 marca 2016

RPG nie umiera?

Ostatnio pojawił się artykuł o zachęcającym tytule „RPG umiera” i choć trąci mi nieco podejściem do nagłówków charakteryzujące „dziennikarzy” z FAKTycznych FAKTów i innych im podobnych osobistości postanowiłem przeczytać i dorzucić swoje trzy szekle do wspólnego garnca. Ostatecznie co komu szkodzi, jeśli wypowie się jakiś tam grabarz-szaraczek...?


"Być albo nie być"



Wiele osób napisało to do tej pory a ja napiszę teraz: RPG ma się dobrze. Nikt nie umiera, ciśnienie w normie a w domu też wszyscy zdrowi. 

"ALE, ALE!" Zakrzyknąłby w tym momencie ktoś nadpobudliwy, głosem donośnym (gdyby ktokolwiek taki czytał moje posty). "Skoro, jak twierdzisz, RPG nie umiera, to czemu tyle się o tym mówi, co? Niby, że oni kłamią, a TY będziesz odkrywał wielkie prawdy?"

Niekoniecznie. Coś umiera, albo raczej jest w stanie tego dość bliskim. Nie jest to RPG, to jest rynek RPG. Produkcja podręczników do gier fabularnych jest obecnie mało dochodowa.  W Polsce jest to balans na granicy pomiędzy niskim dochodem a wręcz stratą. Wielkie marki jak D&D czy Warhammer mają się nieźle. Ale potem już długo, długo nic...

Oto przypuśćmy, iż taki Janusz ma pomysł na RPG. I co on ma z tym fantem zrobić? Jeśli wymyśli jakieś ciekawe założenia do mechaniki to już coś, ale natrafi na problem, jakim jest niechęć do uczenia się przepieprzonych zasad. Co mam na myśli? Znacie kogoś, kto regularnie gra w Kryształy Czasu? Bo ja nie. Wielkie, skomplikowane mechaniki mają swoją niewielką grupę fanów. 

Jednak jest ich zbyt mało, by utrzymać popyt na takie RPG. 

Ale może mechanika jest tu po prostu użytkowa. Może nasz Janusz wymyślił po prostu jakieś naprawdę świetne założenia do swojej gry? Cóż, tu też napotykamy na problem. Kto poza kolekcjonerami ma ochotę kupować kolejny RPG z „użytkowym światem fantasy nr 17”. Światem, który każdy ogarnięty MG sam sobie wymyśli w parę dni, a jak ma zacięcie do ołówka to i mapę całą sobie walnie. Chciało by się wam wydawać kasę? 

Aby się wybić potrzebny jest albo oryginalny i intrygujący pomysł, coś czego jeszcze nie było. Coś co przyciągnie uwagę... Albo można zrobić RPG z książek Martina... To prędzej przyciągnie uwagę. 

Problem podstawowy na jaki natrafią chętni twórcy gier fabularnych to fakt, iż RPG to nie cRPG. Tu nie zestarzeje się grafika, tu nie znudzi się fabuła. Tu znudzić może co najwyżej mechanika. Ale kto myśli w takich kategoriach? Z pewnością nie ludzie do dziś grający w D&D 3.5 czy Warhammera 2ed. Papierowe RPG wolno się starzeje. 

Inna sprawa to ludzi tacy jak ja. W mojej biblioteczce jest D&D 3.5, Mag ze starego WoD, Krew i Honor oraz od groma PDFów. Wiecie zaś co najczęściej prowadzę? Samoróbki – własne, proste mechaniki. Ich zrobienie trwa jeden/dwa wieczory. Potem tylko trzasnąć kartę postaci (jeśli mi się chce to w Gimpie a jak nie, to w pakiecie biurowym) i tyle. Mogę grać, mogę prowadzić. 

I co, RPG od tego umiera? Nie, rynek od tego umiera.


Dlatego gdy ktoś chce wydać podręcznik do nowego systemu udaje się na Polak Potrafi, czy inne tego rodzaju strony. Bez własnych pieniędzy (niemałych) każdy wydawca po prostu go zlekceważy. I będzie miał sporo racji, bo na tym się dziś nie zarabia. Nowy system nie sprzeda się w tysiącach egzemplarzy.

Dlatego na przykład Neuroshima obecnie leży i zdycha. Nie że nikt w to nie gra. Ale wydawca nie ma ochoty znowu pakować się w grosze z RPG, kiedy może trzaskać kasę na grach planszowych. Dlatego dostać dzisiaj nowy Monastyr to niepodobieństwo. O starych wydaniach zagranicznych gier nie ma nawet co wspominać. 

Jeśli zaś chodzi o gry z zagranicy... Bieda z nędzą. Nikt niemal tego nie chce robić. Ostatnio wydano Dark Heresy II, a wcześniej przez crowdfunding zbierano kasę na polską edycję Gry o Tron. 

Taki jest stan rynku RPG w Polsce. O tym jak jest za granicą nie wiem.

Pytanie jednak brzmi: Czy przez to wszystko ginie RPG?

Cóż, kiedy niedawno zarzuciłem informacją, że prowadzę w Łodzi kolejną kampanię, potrzebnych mi graczy zebrałem w 24 godziny. Ponad połowa to ludzie, z którymi nigdy wcześniej nie grałem. Prowadzę regularnie siódmy rok, przez ten czas bardzo rzadko zdarzało się, by w drużynie nie było kogoś, kto grał pierwszy/drugi raz w życiu. Coś mi więc mówi, iż pogłoski o śmierci RPG jako formy rozrywki są mocno przesadzone (wiem, że ten tekst jest oklepany jak kelnerka w portowej gospodzie, ale nie mogłem się powstrzymać).

Jeśli masz własne przemyślenia na ten temat napisz komentarz tu lub na Facebooku. A gdyby ogarnęła cię ta niezwykła chęć pomagania bliźnim daj mi symboliczną łapkę i udostępnij ten post.






O mnie

Moje zdjęcie
Mistrz Gry, okazjonalny grafoman, gawędziarz i marzyciel. Co jeszcze trzeba o mnie wiedzieć? Znajdziesz mnie też na FB.